Na początku jakoś nie mogłam się połapać w opowiadaniach. Dopiero, kiedy dostałam wskazówkę od mojego guru czytelniczego, bardziej doświadczonego, eureka, doznałam oświecenia. I już wszystko poszło gładko.
Piękne uniwersum, ale okrutne obyczajami, zamieszkałe przez ludzi i różnej maści stwory, potwory i demony. Tylko tak momentami role się odwracały, ale czyż nie mówi się, że człowiek to najgorsza z możliwych gadzina. A już całkiem oddzielnym gatunkiem byli magowie, rządzący tym światem, źródło wszelkiego zła, ambitni, zachłanni, dla władzy gotowi nie tylko spętać demony i zaprząc do własnych celów, ale i co gorsza, związać je z konkretnym człowiekiem, co już było wyrazem barbarzyństwa najwyższych lotów i źródłem cierpienia dla ofiar niewyobrażalnego. Okrucieństwo obyczajów miało związek również z trudami życia w świecie Brzezińskiej z różnych powodów.
Co rzuca się w oczy, autorka czyni bohaterkami wielu swoich odpowiadań kobiety, tylko z pozoru drugorzędnymi. I mają te opowiastki wydźwięk, powiedziałabym moralizatorski niejednokrotnie. Tak oto, w przepięknym, baśniowym, ale i trudnym świecie odnajdujemy wzorce zachowań, które uznać można z powodzeniem za dobre, jeśli przyjmiemy podział świata i ludzi na dobrych i złych. Dość prosta wymowa, ale dającą do myślenia. No i nie można pominąć pięknego języka, jakim posługuje się autorka.
Ja jestem na tak, bardzo. No mam słabość i już.